Niby nie piątek... A jednak! Nie jestem przesądna i rano naprawdę nic nie zapowiadało, że to będzie zły dzień. Zły? W sumie nie ale irytujący maksymalnie!
Do południa ogarniam - chłopaki poszli do szkoły, nawet o niczym nie zapomnieli. Uznałam, że idąc po Miśka do szkoły zrobię zakupy. Market obskakuję bez większych niespodzianek, zwijam Miśka ze szkoły i wracamy do domu.
Późno, więc tempo wzrasta: karmię Bąbla i zabieram się za obiad. Mięcho z marketu myję, kroję i na patelnię... Bąbel się drze w leżaku, zabieram go do krzesełka w kuchni - bawi się a ja robię surówkę. Misiek nie chce odrabiać lekcji, zamiast tego łazi i rozrzuca swoje rzeczy gdzie popadnie. Patrzę na zegarek - po 14-tej... Trucha powinien wrócić godzinę temu. Dzwonię. Jest u kolegi i zapomniał zadzwonić! Myślę, że uduszę go później... Ktoś puka. Sąsiadka pyta o cośtam z lekcji u Miśka. Chcę jej pokazać zeszyt. W tym burdelu nie moge znaleźć. Denerwuję się. Pokazałam. Poszła. Klnę pod nosem bo znów trafiła jak mam bajzel... Wrzeszczę na Miśka, niech zbiera co swoje i za lekcje się bierze. Coś śmierdzi! Nie spalenizna... Noż kuźwa padliną czuć!!!
I nie bedzie mięsa na obiad... Chyba podpsuło się, gdy je wiozłam w tym gorącu dziś pod wózkiem... Bąbel już nie chce się bawić sam w krzesełku, zabieram go. Ma kupę. Odparzył się. Co ze mnie za matka?! Marudzi. Godzinę go usypiam. Śpi.
Na szybko obmyślam zastępczy obiad. Ziemniaki, surówka i sos z paczki. No perfekcyjna pani domu!!! Obierając ziemniaki w pośpiechu urżnęłam sobie paznokcia aż do opuszka. Szlag!!! Nigdy nie urosną jak je tak będę traktować! Wstawiam ziemniaki, Bąbel już nie śpi, Misiek nie robi lekcji. Wraca Trucha - nie mam siły nawet go opierdolić porządnie...
Mieszam surówkę, rozpieprzam po podłodze... Idę po mopa, wyzywam, że kosz na pranie ma wnętrze i nie rzucamy ciuchów po całej łazience. Wlewam wodę do wiadra, zmywam w kuchni pozostałości po surówce... W wiadrze coś pływa... Wyjmuję. Nie wierzę. Bokserki męża! Postanawiam go zabić jak wróci. On też nie trafia praniem do kosza...
Niech ten dzień się skończy!
Jeszcze nie wariatka... ale potrójna matka ;)
wtorek, 13 września 2016
Trzynastego...
Subskrybuj:
Posty (Atom)